Odcinek 110. 3 MIESIĄCE PO KURSIE AWANSOWAŁAM NA FOTOGRAFKĘ. Rozmowa z Absolwentką AMF SYLWIĄ NOJ.

Witam Cię w 110 odcinku podcastu WIĘCEJ NIŻ FOTOGRAFIA.

Kiedy idziesz przez życie, nie swoją ścieżką, niby idziesz, ale jest jakoś tak dziwnie, smutno.
Kiedy wchodzisz NA SWOJĄ DROGĘ, zaczynamy robić w życiu to, co kochamy, to całe życie się odmienia.
Nagle pojawiają się rozwiązania, możliwości i propozycje, których nigdy byś się nie spodziewała.
Sylwii nawet przez myśl nie przeszło, co wydarzy się w pracy po jej powrocie ze zwolnienia lekarskiego, którego czas wykorzystała na rozwój.
Propozycja, jaką dostała, była dla niej ZASKAKUJĄCA, ale odważnie ją przyjęła iiiii kroczy teraz swoją umiłowaną fotograficzną drogą. 

Koniecznie posłuchaj tej INSPIRUJĄCEJ HISTORII MOJEJ KURSANTKI SYLWII NOJ, która 3 miesiące po zakończeniu kursu dostała AWANS W PRACY DZIĘKI NIEMU 😊😊😊

Listen to “110. 3 MIESIĄCE PO KURSIE AWANSOWAŁAM NA FOTOGRAFKĘ. Rozmowa z Absolwentką AMF SYLWIĄ NOJ.” on Spreaker.

 

O CZYM POSŁUCHASZ W TYM ODCINKU:

  • kim jest Sylwia i jak trafiła do AMF, 
  • jak radziła sobie podczas kursu ze złamaną nogą,
  • jaka NIESPODZIANKA czekała na nią po powrocie do pracy,
  • czy umiejętności, które zdobyła w kursie, pomagają jej teraz podczas pracy,
  • dlaczego nie warto odkładać swoich FOTOmarzeń na później,
  • jak zmieniło się życie Sylwii po kursie.

 

 

KONIECZNIE ODWIEDŹ SYLWIĘ ➡️   TUTAJ  ⬅️ I ZOSTAW JEJ MASĘ CIEPŁA, BO RUSZYŁA PO SIEBIE PO SWOJE FOTOMARZENIA🧡

 A jeśli chcesz się nauczyć FOTOGRAFII pod moimi skrzydłami w AKADEMII MAGICZNEJ FOTOGRAFII
to ZAPISZ się na LISTĘ ZAINTERESOWANYCH w linku poniżej .

👉ZAPISZ SIĘ TUTAJ 👈

 

 

 

 

TRANSKRYPCJA ODCINKA:

Kiedy wchodzisz na swoją drogę, kiedy idziesz po swoje fotomarzenia, wtedy zaczynają się dziać rzeczy niezwykłe. Pojawiają się nowe możliwości, nowe rozwiązania, a życie pisze takie scenariusze, których absolutnie byś się nie spodziewała. Dziś posłuchasz jednej takiej niezwykłej historii, którą opowie nam Sylwia Noj – absolwentka Akademii Magicznej Fotografii, która poszła po siebie i po swoje fotomarzenia. A co finalnie się zadziało, o tym usłyszysz w dzisiejszym odcinku, który jest dowodem na to, że jeżeli robimy w życiu to, co kochamy, to cały wszechświat nam sprzyja. Zapraszam cię na ten dzisiejszy odcinek z filiżanką ulubionej herbaty.

   Dzień dobry! Witam cię bardzo serdecznie w kolejnym odcinku podcastu „Więcej niż fotografia”. Czyli idealnym miejscu dla osób, które kochają fotografie, ale niekoniecznie wiedzą, jak się za nią zabrać. Jeśli szukasz inspiracji, motywacji i wiedzy przekazanej w bardzo prosty sposób to ten podcast jest właśnie dla ciebie. Ja jestem Basiolandia i jestem tutaj po to, żeby pokazać ci, że fotomarzenia się nie spełniają, fotomarzenia się spełnia. A ja w Akademii Magicznej Fotografii mogę ci w tym pomóc.

Basia: Dzień dobry Sylwia. Witam cię bardzo serdecznie w podcaście. Niesamowicie się cieszę, że przyjęłaś zaproszenie i na sam początek poproszę cię, żebyś się przedstawiła naszym słuchaczkom i słuchaczom.

Sylwia: Dzieńdoberek wszystkim. Witam cię Basiu bardzo serdecznie. Bardzo dziękuję za zaproszenie, bo to niesamowita dla mnie przygoda. Nagle zmieniam miejsce ze słuchaczki na gościnię. To jest dla mnie coś nowego. Mam na imię Sylwia. Od siedemnastu lat mieszkam na zielonej wyspie zwanej Irlandią wraz z mężem Michałem, trójką dzieci – Krzysiem, Kubą i Olą. No i jak to wyszło, że mamy też trzy koty, bo każdy chciał mieć swojego pupila. Uwielbiam wyprawy w góry, nad ocean, nad morze. Tutaj w ogóle mam to w zasięgu ręki, więc to takie jest naturalne. Wyprawy do lasu, spacery w niedzielę w każdym możliwym czasie. Fotografia jest moją pasją. Uwielbiam ją. Ale oprócz tego lubię też słoneczniki, które są takimi słońcami małymi. Mam je wszędzie. Na obrazie wymalowanym przez moją znajomą, mama wyszyła mi piękny haft słonecznikowy, mam kubek zrobiony przez koleżankę, tak że mam wszędzie słoneczniki. Bardzo też lubię latarnie morskie. Mam taką mapę Irlandii z latarniami morskimi i już połowę mam odwiedzonych. Jeszcze druga połowa czeka, tak że do zrealizowania.

Basia: A czemu te latarnie? Skąd się te latarnie wzięły?

Sylwia: Wędrowcy – w sensie płynące statki – mają takie bezpieczeństwo powrotu. To światło daje to bezpieczeństwo.

Basia: Czasem się nie daje wyjaśnić, ale coś jest naszym.

Sylwia: No właśnie. Wszędzie mam latarnie. Nawet właśnie ostatnio też dostałam w prezencie obraz pomalowany przez moją drugą znajomą, która właśnie zrobiła mi latarnię na skale.

Basia: Cudownie.

Sylwia: Tak że latarnie, słoneczniki i milion kubków.

Basia: A gdzie w tym wszystkim pojawiła się fotografia? Gdzie to się w ogóle zaczęło?

Sylwia: Fotografia była chyba od zawsze ze mną. Jak tam zaczęłam sobie przypominać, no to w szkole podstawowej już próbowałam. Rozmawiałam ostatnio z rodzicami i się okazało, że oni też mieli taką pasję fotograficzną, tylko że jakoś nie zaszczepili tego we mnie tak, jak rodzice zachęcają dzieci. To były też inne czasy. I jak tak sobie pomyślałam, mówię: „Boże, zawsze fotografia była”. Tylko w takim bezpiecznym automacie jak ja to mówię. Jakoś te wszystkie cyferki, te literki dla mnie to była czarna magia. Bałam się tego dotknąć, żeby nie zepsuć. Robiłam zdjęcia moich dzieci od urodzenia, świąteczne. Mamy mnóstwo pamiątek, bo to taka była okazja, żeby jednak na obczyźnie mieć taki mały zalążek tego, żeby dzieci widziały, że to są dziadkowie, tu prababcia, miały też okazję poznać. Takie pamiątki po prostu. Takie wspomnienia zamknięte w zdjęciu. To było dla mnie bardzo ważne i jest nadal, bo u mnie jest mnóstwo zdjęć. Swego czasu wszyscy się śmiali, że moje dzieci są już wyszkolone, bo mama wiesza aparat i wszyscy się już uśmiechają. Tak że fotografia była zawsze. Miałam nawet takie próby w szkole, że poprosili mnie o zrobienie zdjęcia całej szkoły z uczniami. I to było wyzwanie. Jedyny problem u mnie to był właśnie ten stres i ta bariera językowa. Może dlatego tak późno zaczęłam się rozwijać w tym kierunku, ale to była też fajna przygoda. Mnóstwo folderów, które teraz ogarniać muszę.

Basia: Czyli ta fotografia cały czas się gdzieś tam wokół ciebie kręciła. A kiedy był taki moment, że fotografia mocno zapukała, że stwierdziłaś, że trzeba byłoby się za to zabrać? Czy był jakiś taki zwrotny moment?

Sylwia: To się wydarzyło chyba rok temu. Myślę, że taki przełom był rok temu. Wszystko zaczęło się od tego, że rok wcześniej złamałam nogę. Zaczęła się pandemia i w wakacje tak niefortunnie usiadłam na schodach, że złamałam bardzo poważnie dwie kości w nodze. To zatrzymanie sprawiło, że zaczęłam trochę się dołować, że nic nie mogę, że nie mogę się ruszyć. Nie mogłam ogarniać tych podstawowych rzeczy, które zawsze robiłam – jedzenie dla dzieci, pranie i tak dalej. Moje dzieci zaczęły to przejmować i to było dla nich niesamowite wyzwanie. Jak dostałam kanapkę od syna, to nie mogłam jej ugryźć, bo tak grubo mi zrobił, żebym za często go nie wołała. To było niesamowite. Dużo się nauczyły dzięki temu. W pewnym momencie miałam troszkę dołek. Obejrzałam wszystkie zaległe seriale, poukładałam jakieś zdjęcia, które leżały do posortowania i tak sobie myślę: „Boże, coś trzeba zrobić”. Wszyscy mnie namawiali, żebym coś zrobiła z tą fotografią. Zaczęłam coraz bardziej patrzeć na Instagramie, gdzie to dla mnie było nowe, bo Instagram niby miałam, ale te hasztagi, te grupy to było dla mnie coś nowego. Ale tak zaczęłam szukać i znajoma, która miała takie pomysły, że chciała mieć zdjęcia w lesie, jako taka dobra wiedźma i miała pełno gadżetów – kapelusz, suknia i w ogóle – i poszłyśmy. Zrobiłam jej taką pierwszą sesję. Ona była zadowolona. Pomyślałam sobie, że może faktycznie trzeba się ruszyć. No i tak się rozkręcało pomału. Zaczęłam sprawdzać kto, co robi, gdzie, jak i trafiłam na ciebie. Pomyślałam sobie: „O rany, przecież te zdjęcia są naprawdę magiczne”. Ja nie zauważyłam do tego momentu, że moim coś brakuje. W sensie brakowało, ale nie wiedziałam czego. Ta rolka ze światełkami na święta, tak mnie rozczuliła, że zrobiłam zdjęcia synowi. Moje dzieci już miały mnie dosyć, bo kombinowałam z aparatem w automacie. Słuchając twoich podcastów, wprowadzałam pomału twoje rady. Zrobiłam zdjęcie z rolki i wysłałam do ciebie. Bardzo było mi miło, jak odpisałaś.

Basia: Bardzo często dostaję takie wiadomości na Instagramie głównie, że: „Basia, pewnie tego nie przeczytasz, ale ja do ciebie napiszę…”. Więc ja mówię wszystkim tutaj, że ja to czytam i ja na to odpisuję. Nie trzeba się bać do mnie pisać. To nie jest tak, że jestem z takim nosem haczącym po suficie i myślę sobie: „A gdzie ja tam będę komuś odpisywać”. Absolutnie nie. To właśnie o to chodzi w mediach społecznościowych, że jeżeli my chcemy budować społeczność, to my ją budujmy tak, że po prostu my jesteśmy z tymi ludźmi. Nie wiem jak mają inni, ale ja mam tak, że jeżeli ktoś do mnie pisze, to ja odpisuję. Owszem, czasem może nie jestem w stanie tego zrobić tego samego dnia, no bo fizycznie nie ogarniam. Nie trzeba się mnie bać, absolutnie.

Sylwia: Dokładnie. Ja to potwierdzam, bo faktycznie tak miałam, że gdzie ja ci będę zawracać głowę i w ogóle. Ale ty zawsze odpisujesz i dajesz takie poczucie, że człowiek czuje się lepiej. Wszystkie rady, które dajesz w podcastach, zaczęłam wykorzystywać. Wzięłam moją rodzinę do lasu z torbą bombek na choinkę. Oni się tak namęczyli, bo nie mogliśmy znaleźć choinki, która byłaby odpowiednia, żeby można było zawiesić. Chwilowo było bardzo stresowo, bo ja mam taką naturę, że się bardzo stresuję. Powiedziałam do syna: „Jakub, fajnie byłoby zrobić zdjęcie, które pokazałoby, że jest śnieg. Ja bym może dorobiła ten śnieg?”. On zaczął udawać, że pada śnieg, a wyszło takie słońce, że nawet nie dało się udać, że ten śnieg pada.

Basia: Ale pomimo tego, że było to dla ciebie stresujące, to myślę, że w perspektywie to była taka fajna rodzinna przygoda, bo myślę, że wszyscy będziecie to pamiętać, że Sylwia się uparła na zdjęcia ze śniegiem bez śniegu, te bombki i poszukiwania choinki.

Sylwia: No tak. Mieli czapki, bluzy, kurtka z kapturem a tu tak gorąco, bo przecież to jest Irlandia. W Irlandii moment jest słońce, moment jest deszcz, moment może być śnieg.

Basia: Jakie to jest w ogóle dziwne, bo ty musisz dzieciom mówić, żeby udawali, że jest zimo, a z kolei w Polsce dziewczyny mają taki problem, że ludzie nie chcą wyjść na sesję jak jest zimno. To jest kolejne potwierdzenie na to, że nie ma złej pogody na zdjęcia, tylko trzeba się dobrze przygotować.

Sylwia: Dokładnie.

Basia: Sylwia napisała, że to, co jej najbardziej utkwiło z kursu, to to, jak przełamywała właśnie ten taki stereotyp, że w zimie nie można zrobić zdjęcia w plenerze i że ona dobrze pamięta ten moment, jak poszła ze swoimi dzieckiem w plener w swetrze bez kurtki i to jej tak utkwiło. To są właśnie takie momenty, które nam zostają i które są przełamywaniem pewnych rzeczy w sobie. To są te takie ważne kroki, prawda.

Sylwia: Dokładnie.

Basia: Że pomimo że wszyscy mówią, że zgłupiałam, to my to robimy. To jest niesamowite. Przepraszam, że ci przerwałam. Proszę, żebyś kontynuowała.

Sylwia: Dokładnie 14 lutego było wyzwanie. To było to. Pomyślałam, że trzeba spróbować, jak już są takie impulsy i wszyscy mi dookoła mówią, żebym próbowała. Ale żeby próbować to trzeba też mieć jakieś podstawy do tego. Wyzwanie było w lutym i pamiętam tę łódkę, która płynie po tym morzu czy tam oceanie. Pomyślałam sobie, że to jest niesamowite. Ciężko w ogóle teraz to tak przedstawić, ale dało mi to dużo impulsów, czegoś nowego. Zaczęłam sobie to wszystko tak po kolei układać.

Basia: To jest trochę tak, że my pewne rzeczy wiemy, ale jak ktoś nam z zewnątrz to powie, nazwie i pokaże, to wtedy zauważamy, że faktycznie to racja. To niby nie są rzeczy odkrywcze, ale usłyszane od kogoś, pokazane i nazwane nawet tak prosto, obrazkowo sprawia, że to do nas dochodzi. To są takie momenty w życiu, w których dostajemy takie potwierdzenie i kwestia jest tego, co my z tym zrobimy – czy zostawimy, czy pójdziemy w to. Opowiadaj, jak było u ciebie.

Sylwia: Wyzwanie zaczęło się już kończyć – to był niesamowity tydzień. Każdego dnia coś. To były live chyba. Zostawiałam ogarnięte dzieci i wdrapywałam się po schodach na górę, żeby usiąść przy komputerze. W piątek ogłosiłaś, że się otwiera kurs i sobie pomyślałam: „Fajnie, ale czy ja się nadaję?”. Chyba dopiero w przedostatni dzień się zapisałam, ale to też właśnie przez to, że ja jestem taką osobą, że się zawsze waham, że może innym razem. Ale zaczęłam słuchać wszystkich opinii o kursie innych kursantek i trafiłam na opinię takiej dziewczyny, która zaczęła opowiadać, że bardzo dużo dostała wsparcia od rodziny, że jej siostra pomogła i w ogóle. Pomyślałam sobie, że to kolejny impuls. Odezwałam się do moje siostry Justyny i mówię jej o tym, że brałam udział w wyzwaniu a ona od razu: „Super, działaj”. Ja mówię: „Ale ja się nie nadaję”. „Nadajesz się, nadajesz”. I było pach, kupienie kursu i koniec – Sylwia nie może już się wycofać.

Basia: Cudownie. Pozdrowienia dla siostry.

Sylwia: Dziękuję. Ja byłam w szoku i pomyślałam: „Okej, no to się zacznie teraz dziać. Nie ma jak się wycofać”. Wsparcie rodziny było. Mąż mi kupił aparat i kazał mi się ogarniać. Pomyślałam sobie: „Tak, jeszcze zepsuje a szkoda. Tyle pieniędzy. O rany, przecież nie można tak”. Siostra po prostu jakby popchnęła mnie do tego kursu i to było super.

Basia: Myślę, że na najlepszą kawę na mieście trzeba ją zabrać i dziękować. Ja z tego miejsca dziękuję siostrze, bo czasem jest właśnie tak, że ktoś nas musi pchnąć, ktoś nam musi powiedzieć: „Zrób”. To jest wtedy niesamowite. Wspaniale. Trafiłaś do akademii i to nie trafiłaś na jeden kurs tylko od razu na dwa, żeby było hurtem. To jest najlepszy wybór, bo wtedy lecimy na takim fajnym flow przez sześć tygodni. Jak wstępowałaś do akademii, to twój poziom wiedzy na temat fotografii był na jakim poziomie?

Sylwia: Podstawowym. To była podstawa. Po prostu wiedziałam, jak działa aparat, ale nie zagłębiałam się w to wszystko. Nie czytałam instrukcji i to był też błąd. Chociaż mój mąż mi ciągle mówił: „Poczytaj, dowiedz się”. Ja tak liczyłam, że to on sprawdzi i on mi powie, co mam zrobić.

Basia: Ale działałaś sobie w trybie automatycznym, prawda?

Sylwia: Automat i te wszystkie funkcje trochę w ostatnim czasie, że można coś upiększyć. Ale broń Boże, żadne „M”, „P”, „A” i „S” nie. Wyskakiwały mi jakieś dziwne rzeczy i ja nie wiedziałam, o co chodzi.

Basia: Czyli mamy ten punkt jakby startowy. Co się wydarzyło w czasie kursu? Co się tam działo twoimi oczami widząc?

Sylwia: To na pewno był najlepszy wybór, jaki zrobiłam w ostatnim czasie, bo dowiedziałam się bardzo dużo rzeczy. Ogarnęłam swój aparat. Tam nie było, że już nie włączamy manual – tam trzeba było uruchomić. Krok po kroku ogarniałam to wszystko. W tydzień nauczyłam się co do czego te parametry. Niby słuchałam różnych innych kursów takich darmowych, ale jakoś to nie dało mi tego obrazu, nie umiałam tego ogarnąć. A tutaj było wszystko tak poukładane. Była lekcja, było zadanie i trzeba było ogarnąć. Ja z tymi miśkami, zabaweczkami robiłam te zdjęcia i w pewnym momencie pomyślałam sobie: „O co chodzi z tą kropką? Czemu ta moja kropka ciągle się zmieni?”. Pamiętam, że do ciebie napisałam, że nie wiem, o co chodzi. Chodziło o moją ostrość w wizjerze, która się ciągle zmieniała, a ja nie wiedziałam czemu. Po tygodniu już wiedziałam, że tą kropką to ja zarządzam, że to wszystko ja ustawiam, a nie aparat. To było niesamowite, bo niby już długo robiłam zdjęcia, ale to był początek nowej drogi.

Basia: Takiej świadomej, prawda?

Sylwia: Tak, dokładnie – świadomej. To wszystko było dla mnie czarną magią i nagle zaczęło się rozjaśniać. Tak że pierwszy moduł – ogarnięcie bestii było po prostu rewelacją. Później kolejny to był szok, bo trzeba było się przygotować, że robienie zdjęć, to jest jedno, ale jeśli chcę robić zdjęcia z ludźmi i w ogóle, to trzeba z nimi jakoś nawiązać kontakt. Najtrudniejsze dla mnie było pisanie tych zadań, bo zdjęcia jakoś ogarnęłam, ale odpowiedzi. A nie mogłam sobie pozwolić, żeby tak sobie na odczepne zrobić, bo jednak Basia by tam pogroziła.

Basia: Ja od razu reagowałam, że tu nie ma na odczepne.

Sylwia: I to motywowało właśnie.

Basia: Dokładnie. Tam się nie prześliźniesz. I to nie chodzi o to, żeby się prześliznąć, tylko właśnie chodzi o to, żeby przyjść i zrobić robotę. Ty musiałaś to zderzyć z rzeczywistością. Czyli nie tylko, że sobie posłuchałaś, że jest trójkąt ekspozycji, że jest ISO, że jest przysłona, tylko ty potrzebowałaś to wprowadzić w tych zadaniach w praktykę. Wtedy jest właśnie ta weryfikacja czy mi się wydaje, że ja umiem, czy ja faktycznie umiem. Zdjęcie pokazuje czarno na białym czy zrobione, czy niezrobione i coś trzeba poprawić, więc nie ma prześlizgiwania się. Absolutnie.

Sylwia: Trzeba tu wszystko robić krok po kroki i iść do celu. Nie można przeskakiwać. Mam dużo znajomych, którzy zajmują się fotografią, ale ja szłam do nich na sesję i jakoś nie widziałam tej drugiej strony. A tutaj nagle milion spraw do załatwienia i trzeba było obmyślić odpowiedź, zastanowić się. Nie tak, że zrobiłam, odhaczyłam, jadę dalej. Tak że krok po kroku. Kurs dał mi bardzo dużo. Dał mi taką pewność siebie z aparatem. Bo to, że nie mam pewności i się stresuję, to nadal mam, bo to jest pewnie jeszcze do ogarnięcia, ale moja widza jest już taka bardziej ogarnięta.

Basia: I to daje takie poczucie spokoju większego, że jak idziesz na sesję, to nie martwisz się, że coś cię tam zaskoczy. Nie chodzi o to, że my po tych trzech tygodniach będziemy już zawsze robić idealne zdjęcia. To chodzi o to, że my mamy umiejętności, żeby się odnaleźć w różnych sytuacjach. Zarówno w takich technicznych typu, że zrobiło się ciemno, więc potrzebuję coś w parametrach w aparacie poprawić, ale też to, że na przykład zdarza się jakaś sytuacja z klientem i jak nie wiemy, jak się poruszać w całej tej komunikacji. Po to uczę tej komunikacji z klientem, żeby współczynnik stresu, który może się pojawić podczas sesji – typu, że człowiek przyjdzie nieodpowiednio ubrany, że człowiek przyjdzie i się totalnie miniecie w wizji, jak to ma wyglądać – żeby to wszystko było wcześniej, bo dzięki temu już w dniu sesji spotykacie się i każdy wie, o co chodzi. Powiedz, patrząc od strony kursantki czy tak samo to widzisz i czy byłaś w stanie to przetestować już w realnym działaniu, i czy to się sprawdza u ciebie.

Sylwia: Dokładnie tak jest, jak mówisz. Na razie robię takiej sesje bardziej projektowe, bo chcę się wdrażać i byłam na zdjęciach z dziewczyną, której nie znałam, bo to znajoma znajomej i miałam jej zrobić zdjęcia w lawendzie. Zderzyłam się z czymś takim, że ja się nie przygotowałam. Wiedziałam już wtedy, że jestem nieprzygotowana tak do końca i że trzeba uważać na to, czy ręce nie są pomarańczowe od fluidu, czy paznokcie nie poodpadały, bo to wszystko widać na zdjęciu. Ja przedtem nie zwracałam na to uwagi. Pamiętam jedną sytuację, że kazałaś zrobić zadanie i pozbierać papierki jak robi się zdjęcie. Pomyślałam sobie wtedy: „Boże, ja chyba muszę mieć duży worek, bo w tym miejscu, gdzie chcę robić, to jest tyle śmieci”.

Basia: Ale to przyjemne z pożytecznym.

Sylwia: Tak, dokładnie. To jest bardzo ważne, bo my nie zwracamy na to uwagi, a potem w Photoshopach dorabiać to wszystko to widać, że to nie jest naturalne. Ja bardzo teraz zwracam na to uwagę, żeby dopilnować. Ze światłem jest różnie tu w Irlandii, bo czasami możesz zaplanować, a wyjdzie ci takie światło, że żadne pomocniki nie pomogą.

Basia: Ale widzisz – wiesz co robić. Wiesz, że się można schować w lesie, wiesz, że blenda i tak dalej. To są niesamowicie ważne rzeczy, żeby nie liczyć na to, że od razu zdjęcie będzie idealne, ale jak masz narzędzia, to wiesz, jak reagować w tych sytuacjach. To jest mega ważne. Później to jest właśnie praktyka, wnioski i tak dalej. Jak sobie na to tak patrzę z perspektywy siedmiu lat mojej fotografii, to to tak naprawdę nigdy się nie kończy. Ja po każdej sesji, jak wracam, to ja sobie siadam z chwilą refleksji, co było super, co jeszcze mogłabym poprawić i za każdym razem coś z tego biorę. To jest takie porównywanie się do siebie na zasadzie takiej, że analizuję u siebie. I to jest największa nauka w tym wszystkim. Mega mnie to cieszy, że mówisz właśnie o tym w taki sposób, że są różne sytuacje i jesteś przygotowana jak sobie w tych sytuacjach poradzić. To jest najważniejsze. Powiedziałaś, że po tym pierwszym kursie czułaś się bardziej pewnie, że sobie poradzisz w ogarnięciu takiej sesji z ludźmi. Mega mnie to cieszy. Potem był kolejny krok i drugi kurs – obróbka. Z czym zaczynałaś ten kurs?

Sylwia: Obróbka to był też szok. Ja znałam Lightrooma, bo chwilę przed kursem zamontowałam sobie Lightroom w telefonie. Tam sobie suwaczkami trochę poruszałam, ale nie znałam podstaw tego wszystkiego. Kurs Lightroom to był szok. Po pierwsze ogarnięcie stanowiska pracy – że ściany, okno i to wszystko ma znaczenie. Z perspektywy czas teraz, kiedy siedzę i obrabiam zdjęcia, widzę, że tak, to miało znaczenie, bo jeśli słońce nagle postanowi mi świecić prosto w okno, to ja nie mogę nic zrobić. Trzeba zasłaniać i kombinować. Ogarnięcie folderów – dużo łatwiej mi się szuka zdjęć, kiedy mam uporządkowane miesiącami. Odkryłam, że mam w domu skarb typu tablet, który leżał schowany. Tablet teraz jest ze mną non stop. To jest niesamowite po prostu. Te wszystkie gradienty, maski, pędzle, to daje tak dużą możliwość. Teraz dopiero zaczyna się działać magia. Ja jeszcze jestem na początku tej magi, bo tak stopniowo uczę się, ale widzę, że to ma dużo dobrego.

Basia: To jest tak naprawdę nieodłączny element. To też trzeba sobie różnić. Warto o tym powiedzieć, że jest obróbka i obróbka. Obróbką nawet jest to, że my zrzucimy zdjęcia na komputer i wybierzemy. To jest element selekcji, ale podchodzi pod obróbkę, bo musimy wybrać. Samo to, że potrafimy przyciąć dobrze zdjęcie. Samo to, że potrafimy coś rozjaśnić, coś przyciemnić i rozciągnąć potencjał, to jest obróbka. Absolutnie większość kursantek jest w szoku, jak mało na tych zdjęciach robię i co tam się dzieje. Wyciągamy potencjał ze zdjęcia i to właśnie o to chodzi. Dlatego jest tak, że nie można przyjść na sam kurs z obróbki, tylko trzeba przyjść na dwa, bo uczycie się, że najważniejszy jest ten plik wyjściowy. Sama już wiesz, że jak masz dobry plik wyjściowy, to obróbka to nie jest trzy godziny, tylko to jest maksymalnie do pół godziny, jak chcesz się porozkoszować zdjęciem. To się faktycznie da zrobić.

Sylwia: Dokładnie, bo teraz z perspektywy czasu ja to widzę. Widzę, że jeśli zrobię dobrze zdjęcie, posprzątam teren, wykadruję odpowiednio, to siadam i to trwa krócej. Nauczyłam się też, że robię coraz mniej zdjęć. W kursie nauczyłam się też tego, że to nie chodzi i ilość, tylko chodzi o jakość.

Basia: I że aparat to nie jest kałasznikow, prawda?

Sylwia: Dokładnie. Też tak zaczęłam nad tym myśleć, bo mówię: „Boże, przecież to może mi się zepsuć i co ja wtedy zrobię”. Nawet moje dzieci zarażam, bo jak idziemy na spacer i córka chce mi zrobić zdjęcie, to tłumaczę jej, że tam jest taka kropka i że musi ostrość ustawić. Tak to się właśnie dzieje.

Basia: To jest wspaniałe, bo dzięki tobie dzieci już zdobywają nowe umiejętności i to jest mega. Powiedz czy te trzy tygodnie kursu z obróbki były dla ciebie wystarczające, żebyś potrafiła wyciągnąć najlepszy potencjał ze zdjęcia, jaki umiesz na ten moment.

Sylwia: Tak. Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że tak. To było bardzo obszerne i wystarczające do pewnego momentu, bo jak się później okazało Lightroom się później łączy z jakimiś Photoshopami. Ale to już potem. To jest przyszłość.

Basia: Myślę, że nie ma na początek co sobie mieszać tych dwóch programów. Lepiej sobie opanować jeden. Lightroom jest w moim odczuciu absolutnie wystarczający na początek. U mnie osiemdziesiąt procent obróbki zdjęcia odbywa się w Lightroomie. Dopiero jeżeli czegoś potrzebuję, to idę sobie do Photoshopa. Myślę, że błędem jest to, jeżeli człowiek się od razu rzuca na te dwa programy, bo nam się miesza.

Sylwia: Ja w Photoshopie to jedynie teraz nauczyłam się takiego skrótu, gdzie mogę zamiast korygować to w Lightroomie tak kropkami, to bardziej zaznaczyć, ale nic więcej, bo ja się boję więcej.

Basia: Na wszystko przyjdzie czas.

Sylwia: Naturalnie ma być. Tak że Lightroom to jest program, który ja kocham po prostu. Jest u mnie i już go nie zamienię.

Basia: Cudownie. Wiemy, że były dwa kursy. Wiemy, że je przeszłaś. Wiemy, że je zakończyłaś. Wiemy, że dostałaś certyfikat, więc wszystkie zadania były zrobione i zaliczone. Ten kurs skończyłaś w maju, prawda?

Sylwia: Tak.

Basia: Powiedz mi, co się wydarzyło później. Co się wydarzyło po tym kursie? Co się podziało w twoim życiu? Czy ono się jakoś zmieniło?

Sylwia: No właśnie, jak skończyłam kurs, no to już zaczęłam pomału wracać do mojej pracy, bo przez złamanie nogi byłam na chorobowym. I okazało się, że w pracy wszyscy troszkę mnie obserwowali na moim Instagramie, na którym od roku coś zaczęło się działać. Robiłam różne zdjęcia w automacie, później zaczęłam już w manualu robić, ale nie wiedziałam, że ktoś to obserwuje. Okazało się, że moja manager i szefowa obserwowała. Często zastanawiała się, czym ja to robię. Kiedyś się mnie zapytała: „A ty robisz aparatem czy telefonem te zdjęcia?”. Powiedziałam jej, że aparatem. Chwaliłam się certyfikatem po angielsku i ona zapytała się, czy chciałabym może robić zdjęcia tortów. Odpowiedziałam jej, że jasne, fajnie by było, ale troszkę przez wakacje to ucichło. Później się okazało, że oni trochę to ogarniali, żebym miała miejsce. I od około dwóch miesięcy zmieniłam swoje stanowisko pracy z pracy, którą lubiłam, ale nie powiem, żebym za nią przepadała na zajęcie, które po prostu uwielbiam. Dodaje mi to skrzydeł. Każdego dnia to jest jakieś nowe wyzwanie. Zaproponowali mi robienie zdjęć produktów, które tam powstają – torty, ciastka, desery, obiady, różne takie dania. Mam swój kącik. Mam swój box z lampami, w którym właśnie mogę układać. Ostatnio jeden z kolegów zrobił mi taki mini stół, żebym miała podstawę. To jest takie niesamowite, że taka nagła zmiana, taka niespodzianka. Zaczęłam robić zdjęcia.

Basia: Wspaniała historia. Dla mnie to jest takie mega inspirujące, bo ja się o tym dowiedziałam od Sylwii w wiadomości prywatnej na Instagramie. Odpowiedziałam: „Sylwia, o tym trzeba opowiedzieć w podcaście”. Zastanawiałaś się, chodziłaś koło tej fotografii, potem trafiłaś na recenzję jednej z moich dziewczyn, która ci podpowiedziała w tym, że siostra ją w tym wsparła, zadzwoniłaś do siostry, która dołożyła swoją cegiełkę i zaczęłaś robić pomimo tego, że miałaś obawy. Potem pomimo tego, że miałaś super wymówkę, bo miałaś złamaną nogę i mogłaś powiedzieć, że poczekasz, aż się noga zrośnie, ale nie wzięłaś tego jako wymówkę, tylko znalazłaś rozwiązanie. Chodziłaś z tą nogą i robiłaś. Zrobiłaś jeden kurs, zrobiłaś drugi kurs i zaczęłaś pokazywać zdjęcia, dzięki czemu szefostwo z twojej pracy miało szansę zobaczyć, że dobrze się dzieje i w momencie, kiedy wróciłaś, to już się zaczęło dziać. Tej propozycji szefostwa, że mogłabyś robić zdjęcia, nawet byś sobie nie mogła wymarzyć, bo nawet by ci to do głowy nie wpadło.

Sylwia: Dokładnie. Pamiętam jak robili zdjęcia tortów takim małym, kompaktowym aparatem, to ja nawet nie podchodziłam, żeby nie przeszkadzać. Podziwiałam te torty, ale nie dzieliłam swoich przemyśleń. Pamiętam, że na święta nim pandemia wybuchła, to szefowa robiła zdjęcia już takie zdjęcia świąteczne i tak kombinowała z tym telefonem, ale ja też z daleka. A teraz już właśnie wczoraj dostałam informację, że święta się zbliżają i już zaczynam to ogarniać. Ludzie przychodzą w pracy, wchodzą do tego miejsca, gdzie ja jestem i pytają, po co ja tu przyszłam, bo jak patrzą, co ja robię, zaczynają ze mną rozmawiać i nabierają ochoty. To jest takie fajne, bo ja tam cały czas jestem z uśmiechem. Wczoraj pan dostawca stwierdził: „O, dawno cię nie było. Jak tam noga?” i w ogóle. I mówi: „Ty się ciągle śmiejesz”. Wszyscy mnie widzą taką uśmiechniętą.

Basia: Szczęśliwą, że robisz to, co kochasz.

Sylwia: Oj tak. Może padać, a ja idę do pracy kroczek po kroczku, bo jeszcze nie biegam. Ale idę sobie.

Basia: Cudownie. To też jest ogromna odwaga, żeby podjąć wyzwanie trochę. Uczyłaś się fotografii dziecięcej, uczyłaś się fotografii plenerowej, a tutaj dostałaś propozycję jednak robienia fotografii produktowej. Super odważnym krokiem dla ciebie jest to, że się zgodziłaś. Myślę, że ty się nawet zgodziłaś na takich emocjach, że dopiero potem się zastanowiłaś, co zrobiłaś. Ale to bardzo dobrze, bo to też tak miało być. Bez względu na to ,czy to jest fotografia produktowa, czy to jest fotografia ludzi, to te podstawy, których się nauczyłaś, to ty to wszystko stosujesz, prawda?

Sylwia: Dokładnie. To mi dało taką pewność siebie, bo ja po prostu dzięki temu mam tę pewność i wiem, co zrobić i jak zrobić. Ciągle siedzę i szukam informacji. Mam taką fajną dziewczynę, która piękne zdjęcia robi. Brałam udział w różnych jej wzywaniach, ale nigdy nie pomyślałam sobie, że będę robiła zdjęcia. Pomagałam robić zdjęcia produktów znajomym. Bombki, kieliszki, które produkują, ale nie myślałam o tym. Chciałam właśnie z ludźmi. I robię z ludźmi też, ale ta droga po prostu mnie zaskoczyła.

Basia: I to w taki fajny sposób. Teraz wystarczy tylko douczyć się pewnych rzeczy stricte związanych właśnie z fotografią produktową, czyli tej pracy z innymi światłem, bo tam myślę, że jednak pracujesz na lampach.

Sylwia: Dokładnie. To jest takie pudło, które ma już wbudowane lampy, ale ja muszę tak popracować, żeby to światło nie było za ostre, żeby odpowiedni kąt dobrać. Najtrudniej było mojemu mężowi, któremu ciągle pokazywałam zdjęcia jedzenia, a on na dietę przeszedł. To są takie emocje, że ja bym chciała non stop o tym mówić, a ludzie czasami tak na mnie patrzą: „Boże, o czym ona mówi?”.

Basia: Ale to na tej zasadzie, gdyby ktoś ci opowiadał, że zaczął szydełkować.

Sylwia: Dokładnie. Mam tutaj takie znajome, które mówią na przykład o jakichś tabelkach finansowych, ale ja je słucham. Ja teraz rozumiem, że ja jak opowiadam jak taka najęta o swojej pasji, to one też się tak czują.

Basia: Dlatego ważna jest ta społeczność i myślę, że tutaj też warto o tym wspomnieć, że w kursie jest grupa i że ci ludzie zostają później. Tam się dostajemy do społeczności, która nas rozumie i której jak mówisz o ISO to oni wiedzą, o co chodzi.

Sylwia: Dokładnie. To jest taka moja rodzina fotograficzna. Ja mam w ogóle rodzinę w Polsce taką od urodzenia, mam rodzinę irlandzką, z którą spędzamy święta, celebrujemy wszystkie urodziny, jeździmy na różne wycieczki, a teraz mam nową rodzinę – fotograficzną.

Basia: Masz trzy rodziny.

Sylwia: Dokładnie. I teraz ja mogę rozmawiać z ludźmi, których praktycznie nie znam osobiście, ale mamy ogromną nić wsparcia. Dziewczyny, które nie są z mojej edycji kursu, a są z innych, są bardzo otwarte. I odpowiedzą, i doradzą. Ja bardzo dużo rzeczy nie wiem, ale też pomagam innym.

Basia: To jest bardzo ważne, bo to życie trochę przeszło do internetów, rzadziej się spotykamy z ludźmi na żywo, bo takie mamy czasy. I z jednej strony tak sobie myślę, że internet robi dużo złego właśnie w takiej formie, że rzadziej się spotykamy na żywo, ale z drugiej strony dużo też robi dobrego. Z takiej nawet perspektywy, że obie nie mieszkamy w rodzinnym kraju i to jest mega ułatwienie w kontakcie z bliskimi. Można nie tylko wysłać list, można nie tylko zadzwonić, ale można zobaczyć się na video. Wiadomo, że to nigdy nie zastąpi tego, że usiądziesz z kimą na kawę i weźmiesz go za rękę, ale jak widzisz kogoś i możesz rozmawiać, to już jest dużo. Kiedy zaczynamy jakąś swoją pasję, to otoczenie się takimi ludźmi, którzy mają tą samą zajafkę, co my, lecą w to samo całym swoim sercem, to jest bezcenne. Wtedy wiesz, że masz z kim pogadać i że ktoś cię zrozumie. To jest absolutnie maga fajne. Ty jesteś z VII edycji kursu, czyli tej, gdzie sto procent go zakończyło. Myślę, że trzeba też o tym wspomnieć, że wy dziewczyny robiłyście ten kurs, a ja go prowadziłam zaraz po wybuchu wojny. To był bardzo ciężki czas.

Sylwia: Dosyć, że pandemia to jeszcze sytuacja na Ukrainie. To było bardzo stresujące. Te bodźce z zewnątrz nie pomagały skupić się człowiekowi. Człowiek myślał: „A może jednak po co to wszystko? Przecież to wszystko może się zawalić”. Ale dzięki kursowi ja jakoś się podniosłam ze swojej traumy złamania nogi i w ogóle i odżyłam. Wiem, że to dało dużo wielu osobom, bo to było takie wsparcie. Wsparcie na odległość, ale nie ma granic po prostu dla nas.

Basia: Absolutnie tak. Sylwia skończyła tą VII edycję i trzy miesiące po zakończeniu kursu dostałaś awans. Sylwia jest ultra skromną osobą, więc ja muszę nazywać rzeczy po imieniu. To jest niesamowite. Ja bardzo chciałam, żebyś się tą historią podzieliła, bo myślę, że wiele osób w to nie wierzy. Ja mówię cały czas, że jak człowiek wchodzi na swoją drogę, to zupełnie inaczej się wszystko układa. Nie mylmy tego z tym że się samo poukłada. Trzeba w to włożyć mnóstwo pracy. Pojawiają się takie możliwości i takie opcje, których byś sobie wcześniej nie wymyśliła.

Sylwia: Dokładnie. Nie pomyślałabym rok temu nawet, że ja coś będę działać w tym kierunku. A teraz po prostu nie wyobrażam sobie przestać.

Basia: I o to chodzi. Najbardziej niesamowite jest to, że jak Sylwia mówi, to ma tak błysk w oczach. Taki błysk w oczach i nawet pan od dostaw ci to potwierdził. Sygnały zewsząd.

Sylwia: Tak. Z każdej strony. To jest niesamowite. Polecam, naprawdę. Za długo odkładałam siebie i teraz na pewno nie wycofam się.

Basia: Wspaniale. Ale też myślę sobie, że to się przekłada na wszystkie wtedy aspekty życia. Że jak człowiek zobaczy, że trzeba od siebie zacząć, to nie można sobie szukać wymówek, że nie mam teraz czasu, bo dzieci, bo mam nogę złamaną i jak mi wyzdrowieje to później. Możemy przez całe życie szukać takich wymówek i tak sobie nieszczęśliwie żyć.

Sylwia: Dokładnie. Można tak robić i ja tak robiłam do pewnego momentu. Zawsze było ważniejsze coś innego, ktoś inny a teraz po prostu łączę. Wspieram teraz moje dzieci, bo oni też patrząc na mnie, widzą, że ja mam taką radość z tego i mówię do syna: „Proszę, zagraj mi na ukulele. Lubisz to, nagrywaj się”. Idzie mu coraz lepiej. Córka rysuje. Drugi syn komputerowo jest po prostu mistrz świata. Jak mam problem, to wołam synka. On to kocha i teraz dalej w tym samym kierunku się rozwija i jest coraz lepszy. Wydaje mi się, że nam brakowało jednak takich bodźców kiedyś, żeby nie myśleć, tylko działać.

Basia: I nie odkładać. Myślę, że my też się wychowałyśmy w troszeczkę innych czasach, w których nawet się nie myślało o marzeniach. Było: „Znajdź sobie pracę, pracuj ciężko od rana do nocy”. Nikt się nie zastanawiał czy lubisz, czy nie lubisz. Po prostu masz pracę, to się ciesz. Myślę, że bardzo ta świadomość się zmieniła i mega mnie cieszy to, że ty to już widzisz, wiesz i zobacz, jaką już wspaniałą robotę robisz, przekazując to na swoje dzieci. Widząc to na sobie, pokazujesz im przede wszystkim swoim przykładem. Co innego byłoby gdybyś mówiła: „Graj na tym ukulele” a sama nie robiła czegoś, co lubisz. Tu jest przykład. Jest mama szczęśliwa i absolutnie na pewno dzieci to widzą. Dzieci czują energię i widzą w pierwszej kolejności, co jest grane i jak to wygląda. Myślę, że to się przekłada na całe życie, jak człowiek zaczyna robić swoje.

Sylwia: Dokładnie. Jest tyle radości w tym wszystkim i w ogóle takich emocji. Ja się nagle zatrzymałam i to było najlepsze, co mogło mnie spotkać. Chyba cały czas tak podświadomie chciałam, żeby się coś zmieniło, ale nie miałam tej odwagi. Dzięki temu, że ja złamałam nogę, to moja koleżanka, która mnie zastąpiła w pracy teraz też otwiera swój biznes. Robi piękne kubki. Ja jej właśnie ostatnio mówiłam, że marzenia się same nie spełniają. Trzeba je spełniać.

Basia: Niesamowite jest to, że cały czas trzeba tego serca słuchać, gdzie ono nas ciągnie i przestać się bronić. Myślę, że pierwsze to trzeba sobie dać przyzwolenie, żeby przestać się bronić przed tym. Jak się przestaniemy bronić, to potem mamy kolejne sygnały i otwierają się takie furteczki, że tu możesz, tu możesz. Popatrz ile ty sama wyciągnęłaś z podcastu. Czyli nawet nie inwestując nic, wyciągnęłaś z tego dużo. Dopiero później, jak już zobaczyłaś to morze i się w nim odnalazłaś, to zobaczyłaś, że tak jest i wtedy też trzeba takiego odważnego kroku, do którego cię siostra popchnęła, żeby po prostu to zrobić. Jest taki moment, w którym trzeba zrobić ten krok do przodu. Trzeba w siebie zainwestować i trzeba po prostu iść. Czy uważasz, że te sześć tygodni skróciły ci drogę do tego marzenia?

Sylwia: Tak. Zdecydowanie skróciły mi. Dały mi takie poczucie, że dam radę, że potrafię. Mam wiarę w to wszystko, co robię. To jest takie niesamowite, bo nauczyłam się ogarnąć moją bestię, nauczyłam się szukać miejsc do zdjęć. Potrafimy gdzieś jechać i nagle znajomi widzą, że my gdzieś tam stoimy w polu. Pytają, czy zepsuło się auto – nie, Sylwia robi zdjęcia. Idę na spacer do lasu i widzę pole i bale, ale najpierw muszę się zapytać, czy mogę wejść, bo tego też uczysz. Uczysz wszystkiego, żeby każdy szczegół był ważny. Pamiętam, że w wakacje przyjechała właścicielka i mówi: „Ty chcesz robić tutaj zdjęcia? No rób. Ja już mam dosyć tego”. To są takie inspiracje. Kiedyś bym może na to nie wpadła, a teraz po prostu szukam możliwości. Ja mam już walizki kupione stare, bo po prostu szukam czegoś, co da mi jakiś efekt. Tego wszystkiego nauczyłam się w kursie przez sześć tygodni i słuchając też podcastów. Inaczej bym do tego nie doszła. Tak że bardzo ci dziękuję.

Basia: Cudownie. Ogromnie się cieszę. Z twojej perspektywy dla kogo są te kursy w akademii?

Sylwia: Z mojej perspektywy dla wszystkich tych, którzy marzą o fotografii, dla których fotografia jest marzeniem i pasją, którą boją się rozwijać. Nie bójcie się, idźcie po swoje marzenia, bo tak jak Basia mówi – fotomarzenia się nie spełniają, fotomarzenia się spełnia. I to jest taki cytat, który jest ze mną od samego początku, jak wystartowałam z wyzwaniem. Naprawdę warto, bo ten kurs daje możliwości, wiedzę, poszerza horyzonty przyjaciół i jest takie fajne rodzinne wsparcie. Taka fotograficzna nasza rodzina. Naprawdę warto.

Basia: Jest miło, przyjemnie, ale też jest motywująco, prawda?

Sylwia: Oj, tak. Basia bardzo wymaga i to jest też takie motywujące, bo nie pozwolę sobie na to, żeby coś zrobić nie tak, bo wiem, że ty to przeczytasz i poświęcisz nad tym swój czas. Ja wtedy mam takie poczucie, że jestem zaopiekowana i niezostawiona sama sobie, że zrobisz kurs i możesz sobie wydrukować certyfikat. Trzeba skończyć zadania w terminie, bo można nie dostać certyfikatu. To było dla mnie bardzo ważne, żeby jednak zacząć i skończyć, a nie zacząć i zostawić w połowie. Tak że dziękuję ci bardzo, że się pojawiłaś.

Basia: Proszę bardzo. Ja wychodzę z założenia, że nic się nie dzieje w życiu bez przyczyny. Teraz mam coraz więcej takich historii, które do mnie przychodzą od dziewczyn, które piszą, że: „Basia, z nieba mi spadłaś”, „Basia, pojawiłaś się w takim momencie”, „Basia, jak słucham twoich historii, to po prostu jakbym o sobie słuchała”. To takie niesamowite. Ja mówię zupełnie szczerze, że jak zaczynałam nagrywać podcast ponad dwa lata temu, to chciałam bardzo, żeby ten podcast był takim miejscem, do którego ludzie przyjdą, on będzie jakościowy, więc wyniosą z niego wiedzę, wyniosą z niego konkrety, ale żeby było też w nim przede wszystkim coś takiego, że się da, że możesz, że to nie jest tylko dla tych bogatych z telewizji i tak dalej, tylko że to jest dla każdego, kto faktycznie to czuje w sercu. I to, że trzeba tę robotę zrobić, że to nie są fiołki-aniołki, że sobie usiądę i będą sobie tylko afirmować i się wydarzy. I właśnie to się dzieje. Ten podcast robi coś takiego, że daje taką odwagę. Wczoraj dostałam przecudowną wiadomość: „Basia, słucham twoich podcastów. Byłam na wyzwaniu. W tym roku nie mogę sobie pozwolić na kurs, bo finansowo jest to dla mnie teraz nieosiągalne, ale już po twojej radzie ma swój słoik na fotomarzenia i będę do niego odkładać”. To jest niesamowite. Ja zawsze mówię, że takie wyczekane kursy są jeszcze bardziej wartościowe dla nas. Ja to widzę też z edycji na edycję, że jak już ktoś przychodzi do akademii, to on już wie, że jest robota do zrobienia i to, że to się samo nie wydarzy. To super, bo mi zależy na tym, żebym nie uczyć, tylko nauczyć. To się dzieje i jest to dla mnie absolutnie niesamowite. Ty cały czas się uczysz, cały czas masz jeszcze dużo do zrobienia, cały czas jest jeszcze dużo do przepraktykowania i co z tego naprawdę, jak ty już masz taką radość. Słuchacze i słuchaczki tego nie widzą, ale po prostu Sylwia ma takie szczęśliwe oczy, że to jest aż niesamowite. I to jest najważniejsze w tym wszystkim.

Sylwia: Dokładnie. Ja nawet nie wyobrażam sobie teraz zmieniać tego, bo to już jest droga, którą już zaczęłam kroczyć i po prostu nie wyobrażam sobie, że mogłaby przestać. Naprawdę. Tak że nie zwlekajmy, tylko działajmy.

Basia: Absolutnie tak. Powiedz, gdzie cię można znaleźć w internetach.

Sylwia: W internecie no to Instagram, bo ja tak krok po kroczku na razie się rozwija dzięki właśnie twoim radom, żeby jedna rzecz była rozwinięta. A więc Instagram sylwia-noj. Szukam jeszcze swojej nazwy. To jest jeszcze do opracowania. Tam można pooglądać moją zmianę od roku czasu. Zapraszam.

Basia: Cudownie. A powiedz jeszcze, gdzie się można z tobą umówić na sesję. No bo jednak fotografia produktowa jest tym kawałkiem, który się otworzył, ale na sesję normalną można się umówić. Gdzie cię można znaleźć w świecie?

Sylwia: W świecie no to w Irlandii w Tipperary – tutaj mieszkam. Można gdzieś jakieś piękny plener znaleźć, jak najbardziej. Lawenda, słoneczniki, lasy, piękne okolice. Tak że zapraszam na moje wstępne, niepewne jeszcze sesje, ale się rozkręcam.

Basia: I bardzo dobrze. I właśnie o to chodzi, bo to nie jest tak, że my na początku robimy zdjęcia idealne. My robimy najlepsze na ten moment i najważniejsze jest to, że mamy tego świadomość, bo dzięki temu możemy ten kroczek po kroczku się rozwijać, iść i robić coraz piękniejsze rzeczy.

Sylwia: Dokładnie. I tego się będę trzymać.

Basia: Wszyscy się tego trzymajmy, bo ja absolutnie też cały czas jestem w drodze. Najfajniejsza jest ta droga. Tak naprawdę to wszystko, co się dzieje po tej drodze, jeżeli potrafimy to doceniać i robić to w swoim tempie, po swojemu, słuchając tego, co nam mówi serduchu, to to jest najważniejsze. Bardzo ci dziękuję, że się podzieliłaś tą historią, że opowiedziałaś tę niezwykłą historię. Jak mówiłam do Sylwii, że trzeba to opowiedzieć w podcaście, bo to jest historia, którą trzeba opowiedzieć, to Sylwia powiedziała: „A gdzie tam, kto będzie chciał tego słuchać?”. Ja uważam, że to jest absolutnie inspirująca historia i takie historie trzeba opowiadać, bo one są prawdziwe z życia. Idźcie do Sylwii, zostawicie jej falę serc i dobrych słów, bo zrobiła mega dobrą robotę i dalej robi.

Sylwia: Bardzo ci dziękuję. Bez ciebie by mi się nie udało.

Basia: To się nie udało. Ty sobie to wypracowałaś.

Sylwia: Bardzo dziękuję i zapraszam serdecznie.

   Ależ to była niesamowita, fantastyczna rozmowa. Bardzo jestem wdzięczna Sylwii, że podzieliła się swoją historią, bo uważam, że ta historia jest niesamowita. To jest historia, która pokazuje, co się dzieje w naszym życiu, kiedy wchodzimy na swoją drogę, kiedy uchylamy drzwi i idziemy po swoje fotomarzenia. Jeżeli ty chcesz pójść po swoje fotomarzenia, to serdecznie cię zapraszam do Akademii Magicznej Fotografii. Dziś, kiedy słuchasz tego podcastu, jeszcze trwają zapisy, więc możesz dołączyć do VIII edycji i przejść taką drogę, jaką przeszła Sylwia i setki innych kursantek. Jeżeli słuchasz tego odcinka później, to w notatkach do tego odcinka znajdziesz link do zapisania się na listę osób zainteresowanych, żebym mogła przesłać ci informacje, kiedy będę otwierała zapisy na kolejne edycje.

 

JEŚLI CHCESZ MNIE ODWIEDZIĆ TO ZAPRASZAM CIĘ DO MOICH MIEJSC W SIECI

✔  FACEBOOK: BASIOLANDIA.FB

✔  INSTAGRAM: BASIOLANDIA.IG

✔  STRONA WWW: BASIOLANDIA.STRONA

✔  YOUTUBE: BASIOLANDIA.YOUTUBE

ZAPRASZAM CIĘ DO MOJEJ GRUPY NA FB: BASIOLANDIA.GRUPAFB.  Będziemy tam rozmawiać o tematach poruszanych w podcastach i nie tylko.

GDZIE MOŻESZ SŁUCHAĆ MOJEGO PODCASTU

🎤 na moim kanale YouTube: BASIOLANDIA.YOUTUBE

🎤 katalog w iTunes: BASIOLANDIA.ITUNES

🎤 spotify: BASIOLANDIA.SPOTIFY

🎤 wyszukanie frazy „WIECEJ NIŻ FOTOGRAFIA” w Twojej aplikacji do podcastów na smartfonie

Basiolandia 🌸

0 responses on "Odcinek 110. 3 MIESIĄCE PO KURSIE AWANSOWAŁAM NA FOTOGRAFKĘ. Rozmowa z Absolwentką AMF SYLWIĄ NOJ."

Leave a Message

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

top