Odcinek 111. ZALANY OBIEKTYW. Jak RATOWAĆ zalany obiektyw domowymi sposobami?

Witam Cię w 111 odcinku podcastu WIĘCEJ NIŻ FOTOGRAFIA.

Dbasz o swój sprzęt, zawsze zakładasz dekielek, uważasz na swój aparat podczas sesji i myślisz, że Ciebie ten temat nie dotyczy.JA TEŻ TAK MYŚLAŁAM😊
Do pewnej niedzieli, kiedy to okazało się, że mój ukochany obiektyw, spędził samotną noc i przedpołudnie w deszczu przed szklarnią.

TAK, BYŁAM W SZOKU, ale teraz wiem, że wydarza się życie i taka sytuacja może spotkać każdego.
Warto wiedzieć, co robić, jeśli już taka sytuacja się wydarzy, bo Twoje działanie jest kluczowe, jeśli nie masz możliwości tego samego dnia jechać do serwisu.

Listen to „111. ZALANY OBIEKTYW. Jak RATOWAĆ zalany obiektyw domowymi sposobami?” on Spreaker.

O CZYM POSŁUCHASZ W TYM ODCINKU:

  • jak to się stało, że mój obiektyw został zalany,
  • dlaczego warto mieć w domu RYŻ, 
  • co to jest ŻEL KRZEMIONKOWY i do czego może Ci się przydać, 
  • jak przebiegał cały proces RATOWANIA OBIEKTYWU domowymi sposobami, 
  • dlaczego pudełko z ryżem musi być ZAMKNIĘTE, 
  • dlaczego NIE MOGŁAM KUPIĆ nowego obiektywu Canon EF 135mm f/2L USM
  • jak wyglądały moje POSZUKIWANIA obiektywu, 
  • jak wyglądała WIZYTA W SERWISIE, 
  • dlaczego warto UBEZPIECZAĆ swój sprzęt fotograficzny, 
  • jak wygląda procedura ODZYSKIWANIA ŚRODKÓW, jeśli masz ubezpieczony sprzęt, 
  • jak finalnie zakończyła się HISTORIA ZALANEGO OBIEKTYWU. 

 

 

TUTAJ MOŻESZ ZOBACZYĆ MOJE RELACJE NA INSTAGRAMIE, które nagrywałam na bieżąco w trakcie całej akcji. 

Ja zamówiłam TEN ŻEL KRZEMIONKOWY, oraz TEN ZESTAW będę testować😊

 

 

👉ZAPISZ SIĘ👈

👉NA LISTĘ ZAINTERESOWANYCH👈

 

 

 

 

👉Zostańmy w kontakcie:
IG: https://www.instagram.com/basiolandia.photography/
FB: https://www.facebook.com/Basiolandia.Basia.Strzelec
YOUTUBE: Basiolandia Photography

TRANSKRYPCJA ODCINKA:

Dbasz o swój sprzęt fotograficzny, zawsze zakładasz dekielek na obiektyw, uważasz na swój aparat podczas sesji, żeby się nie porysował, odkładasz go do plecaka, a w domu odkładasz go na półeczkę i generalnie twój sprzęt wygląda jak nowy.

Aż tu pewnego dnia trzymasz w dłoni swój ulubiony obiektyw, z którego wylewasz wodę jak ze szklanki. Może teraz myślisz sobie: „Nie, to absolutnie nie o mnie. Przecież ja jestem ta porządna, ja dbam o sprzęt, ja go szanuję, więc takie sytuacje absolutnie mi się nie zdarzają”. Powiem ci szczerze, że ja też tak myślałam aż do pewnej niedzieli, kiedy to zobaczyłam Michasia wchodzącego do domu z moim ukochanym obiektywem 135 mm, z którego to właśnie wylewała się woda jak z przysłowiowej szklanki.

Jak do tego doszło, jak ratowałam mój obiektyw i jaki był finał tej historii, dowiesz się z dzisiejszego odcinka podcastu, na który bardzo serdecznie cię zapraszam z filiżanką ulubionej herbaty. A dzisiaj to w sumie może być melisa.

Dzień dobry! Witam cię bardzo serdecznie w kolejnym odcinku podcastu „Więcej niż fotografia”, czyli idealnym miejscu dla osób, które kochają fotografię, ale niekoniecznie wiedzą, jak się za nią zabrać. Jeśli szukasz inspiracji, motywacji i wiedzy przekazanej w bardzo prosty sposób to ten podcast jest właśnie dla ciebie. Ja jestem Basiolandia i jestem tutaj po to, żeby dzielić się z tobą moją wiedzę i doświadczeniem, bo wiem, że fotomarzenia się nie spełniają – fotomarzenia się spełnia. A ja w Akademii Magicznej Fotografii mogę ci w tym pomóc.

Zanim zacznę ci opowiadać o tej mrożącej krew w żyłach historii mojego zalanego obiektywu, chcę powiedzieć, że ogromnie się stęskniłam za podcastem, za nagrywaniem, za kontaktem z wami.

Ostatnio to był u mnie mega intensywny czas, ponieważ prowadziłam VIII edycję kursu w Akademii Magicznej Fotografii, czyli moje dwa ukochane kursy: „Fotografia dziecięca z odrobiną magii” i „Obróbka w Lightroom z odrobiną magii”. Dla mnie jest to tak intensywny czas, że nie było tam przestrzeni na podcast, ale teraz już wypuściłam spod moich skrzydeł kolejną grupę fantastycznych fotografek i fotografów, i jestem przeszczęśliwa, przeogromnie z nich dumna, i bardzo serdecznie pozdrawiam was kochani zarówno z VIII edycji, jak i z poprzednich edycji. Teraz mogę spokojnie usiąść i nagrać dla ciebie ten kolejny odcinek.

Wiem, iż temat tego zalanego obiektywu bardzo was interesuje, co wiem z rozmów z wami na Instagramie.

Ja naprawdę już wiem, jak to wszystko wygląda, że jak wspomnę o kursach i akademii, to zawsze są pytania, więc tutaj dla wszystkich osób zainteresowanych akademią, zainteresowanych tym, kiedy będzie kolejna edycja, zostawiam wam kochani link w notatkach do tego odcinka, gdzie możesz się zapisać na listę zainteresowanych kursami i wtedy, jak będę otwierała kolejne zapisy, to dostaniesz informację w pierwsze kolejności. Jest to absolutnie niezobowiązujące, ale masz wtedy pewność, że dostaniesz informację. Tak że link w notatkach do tego odcinka. Zapraszam cię bardzo serdecznie, bo kolejne edycje będą. A to są absolutnie wyjątkowe kursy i nigdzie indziej takich kursów nie znajdziesz.

Jeżeli chcesz się rozwijać fotograficznie pod moimi skrzydłami, to zapisuj się już teraz, bo dzięki temu żadna informacja cię nie ominie.

Przechodzimy teraz do tej tragicznej niedzieli. Aparat to jest rzecz martwa, to jest przedmiot, to jest coś, co możemy mieć, a możemy to stracić. Więc to jest zupełnie inny kaliber niż jakieś sprawy związane z ludźmi i tak dalej. Absolutnie nie możemy tego mieszać. Może dla ciebie to może się wydawać coś takiego: „A co tam zalany obiektyw? Obiektyw to obiektyw”. Jasne, to jest tylko rzecz. Ale dla mnie – osoby, która nigdy nie zniszczyła swojego żadnego sprzętu, bo ja absolutnie mega dbam o swoje sprzęty – to sytuacja była delikatnie mówiąc, niekomfortowa. A mówiąc tak z wyolbrzymieniem, no to po prostu tragiczna. Wiemy już, że tutaj nie dramatyzujemy. Nie będziemy się skupiać na moich odczuciach i nie będziemy tutaj robić analizy tego, co ja czułam, tylko chciałabym się skupić w tym odcinku na tym, co możesz zrobić, bo celem tego odcinka jest to, żeby przekazać ci tę wiedzę i to doświadczenie, które ja zebrałam w trakcie tego wydarzenia. Byłam i jestem zaskoczona tym, że wujek Google – czyli ten wujek, który wszystko wie w internecie – niekoniecznie potrafił mi pomóc, kiedy wpisywałam u niego „zalany obiektyw”, co zrobić i jak się ratować.

Pomyślałam sobie, że nagram ten odcinek, bo – mam nadzieję, że taka sytuacja cię nie spotka, ale gdyby cię spotkała, to będziesz wiedziała, co możesz w warunkach domowych zrobić.

A to, co zrobimy zaraz po tym wydarzeniu zalania, jest kluczowe. Jeżeli na przykład taka sytuacja wydarzy ci się w weekend, czyli tak, jak na przykład u mnie w niedzielę, to nie masz szansy spakować obiektywu i jechać z nim do serwisu, bo po prostu serwis jest zamknięty. Musisz sobie radzić na początku tym, co masz w domu.

Jak do tego doszło? 

Pewnej pięknej soboty, na pewnej wsi w norweskim lesie odbywała się sesja zdjęciowa małej Julii, którą wykonywała Basiolandia.

Dokładnie było tak, że robiłam sesję Julii przed szklarnią. To był ostatni moment jeszcze przed mrozami i falą deszczów, która do nas przyszła. Robiłam sesję przed szklarnią, tam były dynie, no i Michaś w pewnym momencie zauważył, że nie bardzo mam się gdzie cofnąć. Czyli już nie mam po prostu odejścia, bo te zdjęcia były robione nie konkretnie przed szklarnią, ale trochę bliżej – przy skrzyniach, gdzie miałam w tym roku dynie. I niestety, żeby objąć całą Julię i żeby objąć jeszcze wózek i dynie, no trochę brakowało mi odejścia. Więc mój wspaniały Michaś, który to zauważył, mówi: „Basia, ja pójdę do domu po osiemdziesiątkę piątkę, ona tam jest i da ci możliwość zrobienia zdjęć takich, jak chcesz”.

Jak ja wiesz, jeżeli mnie troszeczkę znasz, to dziewięćdziesiąt dziewięć procent moich zdjęć robię moim absolutnie ukochanym obiektywem Canon 135 mm/2.0.

No i ja tego obiektywu nie odpinam od mojego body. On po prostu jak się przykleił do tego body, tak tam sobie jest ze mną. Ale, że już robiło się coraz ciemniej, a Julia już była u granic swoich możliwości tolerancji i na moje prośby: „Stań tak”, „Uśmiechnij się”, „Nie uśmiechaj się” i tak dalej, no to mówię: „Dobra Michaś, to leć po ten obiektyw, przepniemy i zrobię zdjęcia”. No i Michaś pobiegł. Szybka akcja, przepinamy te obiektywy. Ja podpinam tę osiemdziesiątkę piątkę, Michaś bierze tą sto trzydziestkę piątkę, no i ja dalej działam. Generalnie to był taki dzień, w którym Julia dała nam mocno popalić. Miała jakiś gorszy dzień i coś wisiało w powietrzu. Więc jak już skończyłam tę sesję, to zabrałam ją do domu. Oczywiście kakao i te sprawy. A u nas jest taki układ, że ja ogarniam modeli, Michaś ogarnia sprzęt, jeżeli tylko mamy szansę być razem na sesji. Więc przez to całe zamieszanie, przez to wszystko ja nawet nie zapytałam czy pozbierał obiektywy i tak dalej, no bo sama wiesz, jak to jest w zamieszaniu.

Sesja się skończyła i przenosimy się do niedzieli.

W niedzielę plan był taki, że idziemy razem zrobić sobie zdjęcia, bo akurat było takie okno pogodowe, bo przez całą noc padało. Jak skończyliśmy sesję w sobotę, to zaczęło padać. Widzieliśmy w prognozie pogody, że od 12:00 do 14:00 ma być okno po prostu bez deszczu. Więc mówię: „Dobra Michaś, idziemy. Zrobimy sobie zdjęcia, ja zrobię sobie kilka zdjęć”, bo akurat potrzebowałam. Więc ja już się uszykowałam, wszystkie stylizacje spakowane, wszystko już gotowe, po prostu tylko ubieramy buty i wychodzimy.

Mamy taki układ, że ja przygotowuję stylizacje, a Michaś pakuje sprzęt.

Tak mamy to poukładane i tego się trzymamy. W pewnym momencie, jak ja już pakowałam ostatnią rzecz do torby ze stylizacją, nagle zobaczyłam, że Michaś wybiega z domu. To był ten kluczowy moment, kiedy wrócił i w ręku trzymał właśnie mój ukochany obiektyw 135 mm, z którego wylewała się woda. Ten wzrok, który on miał, to był identyczny wzrok, jak kot ze Shreka.

Tam nie trzeba było słów.

On po prostu wiedział, co się wydarzyło. Ja aż zamarłam. Mówię: „Ale jak?Ale co? Ale co się stało?”. No to Michaś mi wtedy powiedział, że: „No niestety Basia, wczoraj go zapomniałem zabrać sprzed szklarni” i tam sobie był przez całą deszczową noc i przez cały deszczowy poranek. Możesz sobie wyobrazić moją minę w tym momencie. Myślę, że to był bardziej szok niż dowierzanie. Ale na szczęście ja w takich sytuacjach nie robię wielkiej awantury, nie rozpisuję rzeczy, kto, co zabiera, rozchodząc się w związku, tylko przechodzę w tryb działania i w tryb ratunku. Wzięłam ten obiektyw i jak nie przeklinam, tak tam mi się zdarzyło.

Ten obiektyw stał w doniczce z kwiatkiem i stał sobie tak, jakbyśmy go postawili i miał u góry założony dekielek i na dole miał założony ten drugi dekielek z tej strony, gdzie się go podpina do aparatu.

Więc tak naprawdę można byłoby powiedzieć, że nie za wiele mogło się do niego nalać, aczkolwiek nalało się. Plus to, że był w doniczce, więc również po bokach i plus to, że była ogromna mgła, więc wilgotność powietrza, to bez dwóch zdań to był jakiś koszmar. Więc wzięłam ten obiektyw, powycierałam to, co było na zewnątrz taką zwykłą, miękką szmatką. Odpięłam dekielek, odkręciłam filtr UV, który mam i z bólem serca wylałam tę wodę, która tam w nim była. Wylałam ją i powycierałam obiektyw.

Moja pierwsza myśl była taka: „Co tu można zrobić? Jak się można pozbyć wilgoci?”

Więc moja myśl to była – ryż. Zaczęło się nerwowe szukanie ryżu w domu, bo my raczej dużo ryżu nie używamy, ale okazało się, że mamy dwie torebeczki, więc szybciutko wsypałam ten ryż do pojemnika i włożyłam obiektyw oczywiście z założonym dekielkiem, żeby się tego ryżu nie nasypało do środka, bo takiej imprezy mi nie potrzeba, żeby jeszcze mi się tam do środka nasypało. Więc włożyłam po prostu ten obiektyw do ryżu i zostawiłam na chwilę. I wtedy myślę sobie: „Ale co dalej?”. Wtedy dodałam relację na Instagramie, ponieważ pomyślałam sobie, że skoro wujek Google nie wie, to ludzie na Instagramie wiedzą wszystko.

A że ja mam cudowną społeczność, no to zaraz po tym, jak dodałam relację właśnie, że wydarzyło się to, co się wydarzyło, że zalany obiektyw i czy ktoś ma jakieś doświadczenia, co z tym można zrobić.

Absolutnie posypała się po pierwsze fala ogromnego wsparcia, cudownych wiadomości, że: „Basia, zobaczysz, nie będzie tak źle”, „Basia, zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. Przytulam” i tak dalej, za które niesamowicie z serca dziękuję, bo to jest wspierające, naprawdę. To jest wspierające. Szczególnie kiedy w większości na moim Instagramie moimi obserwatorkami i obserwatorami są osoby, które interesują się fotografią, które są fotografkami. I to było takie współodczuwanie tego, co się wydarzyło.

Dziękuję za każde dobre słowo wtedy, które do mnie przyszło.

Dostałam też sporo rad, co można zrobić. Wiele osób dzieliło się ze mną takimi poradami, co zrobiły, jak zalały telefon, co zrobiły, jak zalały jakiś tam inny sprzęt elektroniczny. Więc ja sobie to wszystko czytałam i jeszcze sprawdzałam czy to jest dobry pomysł, jeżeli chodzi o aparat. Wiadomością, która tak naprawdę najwięcej mi dała, i którą wykorzystałam, było to, kiedy moja znajoma Kasia napisała mi: „Basia, ryż super, ale musisz ten swój obiektyw zamknąć w szczelnym opakowaniu z tym ryżem, bo ryż absorbuje wilgoć, ale jak opakowanie jest otwarte, to on absorbuje wilgoć zewsząd, a ty chcesz, żeby on się maksymalnie skupił na obiektywie”.

Więc ja szybciutko znalazłam takie pudełko z zamykaniem, czyli z przykrywką, przełożyłam tam obiektyw, przesypałam ryż i zostawiłam na całą noc, żeby on posiedział sobie w tym ryżu całą noc.

Oczywiście w trakcie była akcja: „A jak to jest z ubezpieczeniem?”, bo ja oczywiście mam swój sprzęt ubezpieczony, więc mój Michaś czytał, jak to się ogarnia. Myślę, że w większości ubezpieczeń tak jest, że oddajemy sprzęt do serwisu, serwis wycenia czy ten sprzęt nadaje się do naprawy, czy nie nadaje się do naprawy. Wtedy płacimy za tą naprawę, składamy dokumenty do ubezpieczyciela i wtedy ubezpieczyciel – jeżeli to była naprawa – to zwraca nam za naprawę. A jeżeli obiektyw nie nadaje się do naprawy i trzeba go wyrzucić, no to wtedy dostajemy równowartość obiektywu. I tu ważne – nie nowego, tylko tam się to przelicza, że na przykład, jeśli obiektyw miałam już, powiedzmy cztery lata, no to wartość rynkowa czteroletniego obiektywu tego konkretnego.

Ja uważam, że jest to super opcja i absolutnie namawiam cię do ubezpieczenia sprzętu, no bo nie zostajesz z niczym w takiej sytuacji.

Obczytane, wiemy, jak to jest, mówię: „Uff, no to dobrze. Cokolwiek by się wydarzyło, to ogarniemy sprawę, kupię nowy obiektyw i będzie po problemie”. W tym momencie okazało się, że przy przeszukiwaniach sklepów internetowych – czy to polskich, czy to norweskich, czy angielskich – okazało się, że mój najukochańszy obiektyw, czyli Canon 135 mm/2.0 nie jest już dostępny w sklepach, ponieważ wycofali go już z produkcji. Oczywiście ze względu na to, że teraz jest sto trzydziesta piątka do bezlusterkowca. Ja to rozumiem, szanuję to i wiem, jak to wszystko wygląda, ale mojego obiektywu nie ma w sklepie i ja go nie mogę kupić, gdyby z tym było coś nie tak?

Dla mnie to chyba był większy strzał niż to, jak zobaczyłam ten obiektyw, z którego po prostu wylewała się woda.

I wtedy mogę powiedzieć, że zaczęła się panika, a ten obiektyw, taki zalany cały czas w tym ryżu. Tu się nic w tym temacie nie zmieniło. No i co zrobiliśmy? Zaczęliśmy szukać obiektywu z drugiej ręki, bo jak nie ma nowych, to trzeba kupić używany. Przeszukiwaliśmy taką norweską stronę z takimi właśnie używanymi rzeczami i tam okazało się, że są tylko dwie sztuki tego obiektywu używanego. Czyli w ogóle okazało się, że tan obiektyw to jest taki biały kruk, że jego w ogóle nie ma w sklepach, nie ma go prawie że w wersjach używanych. Okazało się, że jedna jest całkiem na północy, więc trzeba byłoby tam lecieć, a druga sztuka tego obiektywu jest pod szwedzką granicą. Więc możesz sobie wyobrazić, że wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy pod tą szwedzką granicę, żeby przetestować obiektyw – bo tak, jak cały czas mówię i powtarzam, nie kupujemy obiektywów wysyłkowo, tylko jedziemy ze swoim body, testujemy i sprawdzamy czy ostrzy. Jeżeli ostrzy to super i kupujemy. Jeżeli nie ostrzy, no to nie kupujemy. I właśnie taka była sytuacja tutaj u nas.

Pojechaliśmy, podpięłam obiektyw, zrobiłam testowe zdjęcie i okazało się, że niestety nie ostrzy.

Więc z bólem serca, ale nie kupiliśmy tego obiektywu i wróciliśmy do domu z niczym. Dalej było to, że w poniedziałek niestety nie można było podjechać do serwisu. W poniedziałek Michaś zadzwonił do serwisu, powiedział panu, co zrobiliśmy, pan powiedział, że super, że to najlepsze, co można było zrobić i był umówiony termin do tego serwisu na wtorek. W poniedziałek wyjęłam ten obiektyw z ryżu, odkręciłam mu ten dekielek z tyłu i zostawiłam go po prostu na blacie, że sobie odparował. To, co ryż miał wyciągnąć, to wyciągnął, ale żeby tak sobie teraz naturalnie wysychał.

Jeszcze zadbałam w domu o to, żeby wilgotność powietrza była bardzo niska. A że mam w domu higrometr, to mogłam o to zadbać.

Więc przez cały poniedziałek ten obiektyw sobie stał na stole w kuchni i sobie odparowywał. Założyłam mu tylko od góry ręcznik papierowy i założyłam gumkę recepturkę, żeby przypadkiem coś tam do niego nie wpadło. To, co było niepokojące z takich symptomów – bo oczywiście nie było widać w środku kropelek wody, nie był zamglony, nie było rosy w środku, więc można było sądzić, że faktycznie ryż zrobił robotę, ale zaczęło tak dziwnie w nim stukać, kiedy trochę nim poruszałam.
Jeżeli chcesz zobaczyć te relacje moje na Instagramie – bo ja zostawiłam je w wyróżnionych, bo wiem, że komuś może się to przydać – to zapraszam cię na mój Instagram basiolandia.photography też w notatkach zostawię ci link.

Tam w relacjach wyróżnionych znajdziesz taką relację jak „zalana 135” i tam możesz zobaczyć dokładnie te relacje, które dodawałam po kolei.

Zostawiłam ten obiektyw, żeby sobie powysychał sam w poniedziałek i jeszcze na noc z poniedziałku na wtorek, czyli przed tym wyjazdem do serwisu włożyłam go do ryżu, żeby sobie jeszcze jedną noc w tym ryżu przeleżał. We wtorek Michaś pojechał do tego serwisu. Pan w serwisie wziął obiektyw, zapytał, co było zrobione jeszcze dla pewności. Michaś mu powiedział, że najpierw wylane, powycierane i potem ten ryż. On mówił, że super, że to jest absolutnie najlepszy, co możemy zrobić w warunkach domowych dla obiektywu i że nic więcej nie można było zrobić, więc on go teraz przetestuje. To, co mogę ci jeszcze podpowiedzieć, to coś, co właśnie dostałam w tych poradach od moich obserwatorek i obserwatorów na Instagramie, kiedy zapytałam, to jeszcze lepiej niż ryż, sprawdziłby się żel krzemionkowy.

Żel krzemionkowy to są te takie małe kuleczki, które mamy w takich małych, białych woreczkach, kiedy kupujemy na przykład buty, kiedy kupujemy torebkę.

To są takie malutkie woreczki i w środku w nich są takie przezroczyste kuleczki. To jest właśnie żel krzemionkowy i on ma niesamowite zdolności absorpcji wody. Czyli wchłania wilgoć z otoczenia. No i właśnie byłoby super, ale ja mogłabym znaleźć dwa takie w domu. Raczej tego nie mamy w domu. Można kupić, jeżeli chcesz się zaopatrzyć w coś takiego. Jeżeli chcesz mieć w domu na wszelki wypadek, to zaopatrz się właśnie w taki żel krzemionkowy.

On podobno jeszcze mocniej i jeszcze szybciej wyciąga wilgoć niż ryż.

No ale umówmy się, ryż mamy w domu w większości sytuacji albo możemy podejść do sklepu i kupić, a ten żel to jest taka rzecz bardziej niedostępna. Ale przezorny zawsze ubezpieczony, więc możesz sobie faktycznie kupić i mieć. On się super sprawdzi, jeżeli zalejesz telefon czy jakiś inny sprzęt. Wtedy ta sama zasada. Wkładasz ten przedmiot do zamkniętego pojemnika, wsypujesz ten żel, czyli te kuleczki i zamykasz szczelnie, zostawiasz, i tam jest odsysanie wilgoci z tego właśnie zalanego przedmiotu.

Dzielę się z tobą tym, bo ze mną też ktoś się tą informacją podzielił. 

Pan sprawdził, pooglądał z każdej strony, stwierdził, że podpina i sprawdza, bo nie widzi w środku żadnej wody. Podpiął do jednego body, zrobił testowe zdjęcia, podpiął do drugiego body, zrobił testowe zdjęcia, podpiął do mojego, zrobił testowe zdjęcia i okazało się, że nic mojemu obiektywowi nie jest. Przyczyną tego niepokojącego stukania było to, że trochę się poluzowała soczewka, więc przykręcił tą soczewkę. Powiedział, że super robota z tym, co zrobiliśmy w domu, że to było kluczowe i że dzięki temu obiektyw jest uratowany.

Chciałabym podkreślić, że ten obiektyw stał sobie na deszczu, więc to nie była słona woda, bo słona woda zrobiłaby masakrę.

I ten obiektyw nie był cały zanurzony w wodzie, tylko na niego po prostu padało. Tutaj jest ważna kwestia, żebyś wiedziała, jak to dokładnie wyglądało. No ale summa summarum historia zakończyła się szczęśliwie. Zakończyła się happy endem z dodatkiem, ponieważ ta sytuacja dała mi sporo do myślenia. Pomyślałam sobie: „Kurczę, co by się faktycznie stało, gdyby ten obiektyw już nie nadawał się do użytku?”. Wtedy zostaję bez mojego ulubionego obiektywu, którego dodatkowo nie można kupić w sklepie. Usiadłam, spojrzałam na moją niedużą, ale jednak kolekcję obiektywów i pomyślałam sobie czy wszystkich używam. Czy któryś z nich nie powinien pójść dalej w obieg? No i tak patrzę sobie na tą moją pięćdziesiątkę, bo miałam jeszcze pięćdziesiątkę – Sigma art 50 mm – i pomyślałam: „Ty obiektywie mój drogi po prostu sobie tylko leżysz. Ja z ciebie nie korzystam, więc możesz iść dalej w świat”. Więc na tej samej stronie, gdzie szukałam tej sto trzydziestki piątki, wystawiłam ten mój obiektyw i ten obiektyw się po prostu sprzedał, a w miejsce tego obiektywu po poszukiwaniach, które okazały się sukcesem zakończone, do mojego plecaka dołączyła młodsza siostra sto trzydziestki piątki – sto trzydziestka piątka taka sama, jak moja z drugiej ręki, przetestowana, ostrząca cudownie.

Finał tej historii jest taki, że mam dwie sto trzydziestki piątki, więc gdyby nawet coś się stało z jedną, to wtedy mam drugą.

Ale moja uważność na sprzęt po tej sytuacji jest absolutnie jeszcze większa. No i mam nadzieję, że taka sytuacja już się nie przydarzy, ale gdyby się przydarzyła, to jestem zahartowana w boju.

Przejdźmy teraz do podsumowania tego odcinka.

   1. Absolutnie nikomu nie życzę takiej sytuacji, bo jest ona stresująca.

   2. Jeśli jesteś osobą, taką, jak ja, która dba o sprzęt, która szanuje ten sprzęt, to jeżeli jeszcze nie masz tego sprzętu ubezpieczonego, to to zrób.

Ty możesz szanować, ty możesz uważać, ale wydarzy się życie, wydarzy się coś, co nie będzie zależne od ciebie, spadnie ci ten obiektyw, dziecko ci w niego uderzy czy cokolwiek, więc ubezpiecz swój sprzęt. Jeżeli na przykład ubezpieczysz sprzęt i cokolwiek się z nim wydarzy, to masz jakiś zwrot, a jeżeli nie będziesz miała tego sprzętu ubezpieczonego, to zostajesz bez sprzętu i bez pieniędzy. Więc jeżeli miałabyś wyjść z jednym wnioskiem z tego odcinka, to idź i ubezpiecz swój sprzęt nawet dziś, maksymalnie jutro. To nie są wysokie koszty. Ja nie chcę ci polecać żadnej firmy, ponieważ ja mam ubezpieczony tutaj w Norwegii. Nie wiem, w jakim ty mieszkasz kraju, kiedy mnie słuchasz. Wpisz sobie po prostu u wujka Googla „ubezpieczenie sprzętu fotograficznego” i na pewno wyświetlą ci się propozycje. Wybierz najodpowiedniejszą dla siebie. Najważniejsze, żebyś ten sprzęt po prostu miała ubezpieczony.

   3. Miej zawsze w domu ryż.

Może ci się przydać do zupy pomidorowej, ale nigdy nie wiesz, kiedy przyda ci się do osuszenia czegoś. W ogóle ryż jest niesamowity. Ryż też wrzuca się do worka w odkurzaczu i dzięki temu, jak wciągniesz tam coś mokrego, to nie wydobywa się z odkurzacza nieprzyjemny zapach. A jak jeszcze dodasz tam sody, to już w ogóle super. Ryż jest wielofunkcyjny, więc miej go zawsze w domu, bo może ci uratować sprzęt, jeżeli go zalejesz. Jeżeli chcesz się jeszcze bardziej zabezpieczyć, to pamiętaj o tym żelu krzemionkowym, czyli tych kuleczkach, które możesz sobie kupić w różnych miejscach. Wpisz sobie u wujka Google „kuleczki do wyciągania wilgoci” i też mi wyskoczył ten żel krzemionkowy. To niedużo kosztuje, a myślę, że fajnie mieć w domu. Myślę, że też sobie kupię taki woreczek, żeby ewentualnie mieć.

   4. Jeśli już coś się wydarzyło, to nie panikuj, tylko działaj, bo im szybciej, tym lepiej.

Jeżeli masz do wyboru zrobić awanturę albo od razu wziąć obiektyw i działać, to proponuję ci wziąć obiektyw i działać, bo im szybciej, tym lepiej.

   5. Najpierw działaj domowymi sposobami, a później jedziesz do serwisu.

Jeżeli masz taką super opcję, że wydarzy ci się coś w poniedziałek i to są godziny pracy serwisu, to oczywiście pakujesz obiektyw w ryż i od razu jedziesz do tego serwisu, i przekazujesz w ręce profesjonalistów. Jeżeli tak możesz zrobić, to ekstra. Ale jeżeli nie masz takiej możliwości, bo mieszkasz daleko od serwisu, jest noc czy cokolwiek innego, to rób to, co możesz w warunkach domowych. Ja już powiedziałam ci, co ja zrobiłam. Mamy potwierdzenie z serwisu, że to było najsłuszniejsze. Tylko pamiętaj, że jak będziesz wkładała obiektyw do ryżu, to załóż te dekielki. Ten z tyłu, żeby ci się nie nasypało do środka obiektywu ryżu, a ten z przodu, żeby ci się po prostu soczewka nie porysowała. Bo tu niby wyciągasz wilgoć, a tu możesz sobie zrobić kolejne „kuku” z obiektywem. Więc o tym absolutnie pamiętaj.

   6. Nie ważne czy stwierdzisz sama, że ci się ten obiektyw wysuszył, czy nie, zawsze pójdź z nim do serwisu i daj go do sprawdzenia.

Ja nie zdecydowałabym się na samodzielne podpięcie obiektywu do aparatu, no bo to jest elektronika. A elektronika nie lubi wilgoci, nie lubi wody, więc jeżeli miałabym ryzykować, że jeszcze do tego obiektywu, że popsuję sobie aparat, to absolutnie dziękuję za takie przygody, bo to już byłoby absolutnie za dużo na mnie. Więc zawsze jedź do serwisu. Niech ktoś, kto się na tym zna, sprawdzi, przetestuje i wtedy będziesz mogła spać spokojnie i będziesz mogła spokojnie podpiąć ten obiektyw do swojego body.

   7. Wyciągnij naukę z tej mojej sytuacji i włącz jeszcze większą uważność na to, co się dzieje z twoim sprzętem.

Nie mówię, że trzeba teraz się z tym sprzętem obchodzić jak z jajkiem i bardziej na niego uważać niż skupić się na robieniu zdjęć. Absolutnie nie. Nie o to chodzi. Chodzi tylko o to, że jeżeli możesz zrobić takie podwójne sprawdzenie czy na pewno wszystko zabrane, czy wszystko spakowane, to po prostu to zrób. My taką sobie teraz wprowadziliśmy zasadę, że podwójnie sprawdzamy czy wszystko mamy wracając z sesji. I myślę, że to jest jak najbardziej okej. Ja i Michaś mamy absolutnie naukę na całe życie, żeby po prostu takie sytuacje się nie zdarzały, więc to podwójne sprawdzanie jest jak najbardziej okej. Zawsze możemy się pomylić. Człowiek jest istotą omylną. Zdarzają się różne sytuacje, więc po pierwsze ubezpieczasz, po drugie sprawdzasz i myślę, że unikniesz w ten sposób stresujących sytuacji, które nikomu z nas nie są potrzebne.

Teraz już wiesz, jaki był finał tej mrożącej krew w żyłach historii.

Teraz się śmieję i sobie z tego żartuję, ale uwierz mi, że jak zobaczyłam ten obiektyw, to wcale mi nie było do śmiechu. Absolutnie nie było mi do śmiechu i nikomu nie życzę takiej sytuacji. Bierz naukę z mojej sytuacji, żebyś nie musiała brać ze swojej.

Dziękuję ci bardzo za ten wspólny odcinek. Dziękuję ci bardzo, że zostałaś ze mną do końca. Jeżeli ten odcinek był dla ciebie wartościowy, jeżeli mój podcast jest dla ciebie wartościowy, to koniecznie pochwal się, że go słuchasz. Koniecznie napisz do mnie, podziel się swoimi doświadczeniami, bo może jest coś, czego nie powiedziałam w tym odcinku, a może być pomocne. Jeżeli zostawisz komentarz pod tym odcinkiem, to być może ty też pomożesz komuś w uratowaniu jego sprzętu, a to zawsze jest dobry uczynek.

Ściskam cię bardzo serdecznie. Życzę ci przecudownego tygodnia, dnia, miesiąca i do usłyszenia w kolejnym odcinku.

 

JEŚLI CHCESZ MNIE ODWIEDZIĆ TO ZAPRASZAM CIĘ DO MOICH MIEJSC W SIECI

✔  FACEBOOK: BASIOLANDIA.FB

✔  INSTAGRAM: BASIOLANDIA.IG

✔  STRONA WWW: BASIOLANDIA.STRONA

✔  YOUTUBE: BASIOLANDIA.YOUTUBE

ZAPRASZAM CIĘ DO MOJEJ GRUPY NA FB: BASIOLANDIA.GRUPAFB.  Będziemy tam rozmawiać o tematach poruszanych w podcastach i nie tylko.

GDZIE MOŻESZ SŁUCHAĆ MOJEGO PODCASTU

🎤 na moim kanale YouTube: BASIOLANDIA.YOUTUBE

🎤 katalog w iTunes: BASIOLANDIA.ITUNES

🎤 spotify: BASIOLANDIA.SPOTIFY

🎤 wyszukanie frazy „WIECEJ NIŻ FOTOGRAFIA” w Twojej aplikacji do podcastów na smartfonie

Basiolandia 🌸

0 responses on "Odcinek 111. ZALANY OBIEKTYW. Jak RATOWAĆ zalany obiektyw domowymi sposobami?"

Leave a Message

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

top